Garnier, Miracle Sleeping Cream - krem przeciwzmarszczkowy na noc

Udostępnij ten post

Witajcie, przychodzę do was z kolejnym wpisem - tym razem padło na krem, który zakupiłam jeszcze przed świętami. Jak się sprawdził i czy faktycznie jest takim "cudem" - czytajcie dalej.





Miracle Sleeping Cream nie jest już może taką nowością, ale pojawił się w zeszłym roku i w końcu skusiłam się na niego podczas promocji w Rossmannie. Przekonały mnie bardzo obiecujące opinie, poza tym lubię kosmetyki Garniera więc byłam ciekawa jak się sprawdzi. Co prawda moje zmarszczki są znikome, ponieważ jestem po 20-stce ;), ale zależało mi na jakimś treściwym kremie typowo na noc.

Producent obiecuje Efekt metamorfozy skóry. Natychmiast po przebudzeniu ma być nawilżona, widocznie wypoczęta i gładsza, a długotrwale: widocznie zregenerowana, a zmarszczki zredukowanie.




O technologii Sleeping Cream

"Poznaj najnowszą generację kremów na noc inspirowanych azjatyckimi "sleeping packs", tzw. całonocnymi maseczkami. SLEEPING CREAM: siła maseczki w lekkim kremie dla intensywnego działania przeciw oznakom zmęczenia i starzenia"




Krem zawiera aż 7 składników aktywnych: LHA, Adenozynę, Ekstrakt z albicji, kwas hialuronowy, ekstrakt z ruszczyka, olej jojoba. Do tego esencjonalny olejek lawendowy.

"Innowacyjna formuła o właściwościach samowygładzających otula twarz niczym niewidzialna maseczka i uwalnia silne aktywne składniki. Po przebudzeniu skóra jest widocznie gładsza i elastyczna"

Skład:



Krem Garniera znajduje się w plastikowym, ale dość solidnym i moim zdaniem ładnym, zakręcanym, ciemnogranatowym słoiczku. Coś co mnie urzekło to jego konsystencja - inna od dotychczas używanych przeze mnie kremów, raczej niespotykana. Gęsta, zbita i zarazem sprężysta, a sam krem ma lekko morelowy odcień. Po jakimś czasie od nabrania kremu wraca on do pierwotnego wyglądu w słoiczku - tak, jakbyśmy w ogóle w nim nie grzebały:) Zapach bardzo przyjemny -powiedziałabym, że kremowo-kwiatowy, choć tak naprawdę ciężki do opisania.




Po nałożeniu krem pozostawia lekką, świecącą warstwę, wchłania się tylko w jakimś stopniu. To co najważniejsze, czyli efekty: moim zdaniem krem naprawdę działa. Nie wiem jak on to robi, ale faktycznie skóra po przebudzeniu wygląda.. lepiej. Po prostu lepiej. Odnośnie "wyprasowania" zmarszczek nie mogę się wypowiedzieć, bo tak jak pisałam, jeszcze dość młoda ze mnie osoba, ale skóra jest przyjemnie gładka, jakby rozjaśniona, bardziej promienna i dobrze napięta. Nawilżenie w moim odczuciu mogłoby być ciut lepsze, ale po prostu wtedy kiedy mam taką potrzebę sięgam po inny krem. Mimo obecności alkoholu wysoko w składzie nie przesuszył mojej skóry, a o to się bałam. Nie podoba mi się również silikon zaraz na początku, ale o dziwo krem mnie nie zapycha. Ba, byłabym skłonna stwierdzić, że niespodzianki pojawiają się rzadziej, choć nie wiem czy to faktycznie jego zasługa. Minusem jest to, że jeśli mamy lekko podrażnioną skórę w jakimś miejscu (np. okolice nosa od kataru) powoduje pieczenie tego obszaru (chyba z uwagi na ten alkohol) - dawno już żaden krem u mnie nie spowodował takiej reakcji, ale na szczęście bardzo rzadko pojawiają się u mnie jakieś podrażnienia.




Z uwagi na konsystencję myślałam, że krem będzie bardziej wydajny, ale niestety. Moim zdaniem ucieka dość szybko z opakowania, choć przyznaję, że nie nakładam jakichś minimalnych ilości. W tym momencie zostało go trochę mniej niż połowa, a zaczęłam go używać pod koniec grudnia (nakładam praktycznie codziennie). Przy czym dodam, że ostatnio odstawiłam go na jakieś 2 tygodnie, bo testowałam inny krem.

Przy okazji promocji możliwe, że jeszcze go zakupię, ponieważ normalna cena (czyli około 36 zł) jest dla mnie póki co mało zachęcająca i wolę taką kwotę przeznaczyć na coś choćby z kolorówki.


Lubicie kremy Garniera? :)




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz