Promocja w Rossmannie na kolorówkę - co kupiłam?

Promocja w Rossmannie nie ominęła również mnie, choć tym razem moje zakupy były dużo bardziej ubogie od poprzednich (których akurat tutaj nie pokazałam). Na "łowy" wybrałam się dopiero czwartego dnia promocji, ponieważ nie miałam silnego parcia aby koniecznie kupić wszystko co zaplanowałam, a poza tym nie chciałam uczestniczyć w przepychankach ;)

I generalnie nie udało mi się kupić wszystkiego z mojej listy - w czasie trwania promocji odwiedziłam cztery(!) różne sklepy Rossmann, ale akurat miałam na to czas i ochotę. Niestety nigdzie nie dorwałam pudru bananowego Wibo oraz pomadki matowej Bell (ten jeden konkretny kolor był wszędzie wykupiony :o).

Bardzo lubię czytać tego typu posty, dlatego dziś również pokażę Wam to co udało mi się zdobyć. A więc..


1. Puder  Rimmel, Insta Fix&Matte - Wahałam się między nim a pudrem sypkim Master Fix z Maybelline, ostatecznie uznałam że teraz wolę wersję prasowaną. Jestem bardzo ciekawa jak się spisze, bo na razie nie ma na jego temat zbyt wiele opinii.

2. Podkład Maybelline, Superstay 24H - Dość spontaniczny zakup. Pamiętam ten podkład jeszcze w starej odsłonie, ale nie miałam okazji go wypróbować. Nie wiem jednak czy obecnie jest to jakaś nowa, ulepszona formuła czy nastąpiła tylko zmiana opakowania. Chciałam jakąś odskocznię od Revlon Colorstay i jestem ciekawa czy ten faktycznie okaże się taki długotrwały i kryjący jak obiecuje producent.

3. Pomadka Maxfactor, Lipfinity - Byłam pewna że chcę ją kupić, ale kolor wybierałam na miejscu ;) Na poprzedniej promocji kupiłam inny kolor i bardzo ją polubiłam, choć nie jest to szminka bez wad. Nawiasem mówiąc w Rossmannie jest naprawdę duża przebitka cenowa na ten produkt i zdaję sobię sprawę że w internecie można dostać tą pomadkę dużo taniej.. i nie jest to jedyny taki kosmetyk w tej drogerii. ;) 

4. Błyszczyk L’Oréal Paris, Infallible Mega Gloss - Uwielbiam mleczne różowe bądź brzoskwiniowe błyszczyki, to taka moja słabość, podobnie jak nudziakowe szminki. A ten ma dobre opinie i podobno jest zaskakująco trwały jak na błyszczyk, więc myślę że się nie zawiodę.

5. Tusz do rzęs L’Oréal Paris, Volumissime x5 - Byłam szczerze zaskoczona widząc ten tusz w drogerii, pamiętam że miałam go bardzo dawno temu i myślałam że został wycofany. Do tego jego cena była niska jak na kosmetyk tej firmy. Mam z nim miłe wspomnienia, zobaczymy jak sprawdzi się teraz. Dodam że kusił mnie też nowy tusz tej firmy - Paradise Extatic, widziałam w internecie że jest dość rozchwytywany i ma bardzo dobre recenzje, ale jednak jeszcze przyjdzie na niego czas. ;)

6. Cień w kremie Maybelline, Color Tattoo 24Hr - Posiadam już nieśmiertelny kolor On and On Bronze, tym razem mój wybór padł na klasyczną, matową czerń 60 Timeless Black. Kupiłam go z myślą o tworzeniu kresek na górnej i dolnej powiece, do stosowania jako akcent i być może jako podbicie dla innych cieni. Jest intensywnie czarny. 

7. Pomada do brwi Wibo, Eyebrow pomade - Tak, nie mogło jej tutaj zabraknąć :) Dorwałam ją dopiero w drugim Rossmannie. Co prawda ciągle mam jeszcze pomadę z Inglota, ale na temat pomady Wibo krąży już tyle pozytywnych opinii...więc kupiłam dla zaspokojenia ciekawości. ;)

8. Lakiery hybrydowe Kinetics, Shield Gel Polish - Te lakiery są chyba nowością. Skusiłam się na dwa kolorki (jasny wrzos i biały). Na razie mogę powiedzieć że mają przyjemną konsystencję i dobre krycie (bardzo dobrze kryjąca biel! Polecam)


I to już wszystkie moje kosmetyczne zdobycze. Dajcie znać co było Waszym priorytetem na liście 
zakupów i czy udało się kupić wszystko co zaplanowałyście :) 
Pozdrawiam! 

Czytaj dalej

Maybelline, Face Studio Master Blush - róż do policzków

Uwielbiam róże do policzków - w swojej kolekcji posiadam już kilka, jednak brakowało mi czegoś w brzoskwiniowym odcieniu. I niespodziewanie udało mi się na taki natrafić, właśnie w szafie Maybelline. Pamiętam że opisywany dziś róż to była wtedy nowość w ich asortymencie, ale od tamtej pory minęło już sporo czasu. W ofercie znajduje się bodajże 6 odcieni.


Róż posiada dość 'dizajnerskie' opakowanie, które nie otwiera się w typowy sposób - przyznam że w pierwszym momencie miałam z tym mały problem. Otwieranie klapki można porównać z drzwiami samochodu które podnoszą się do góry ;) Jednak potem nie sprawiało mi to już żadnego kłopotu. Z drugiej strony opakowanie jest dość słabo wykonane, to po prostu czarny plastik który lubi się rysować.


Mój kolor to 100 Peach Pop. Okazał się wymarzony - czysta brzoskwinia, na żywo troszeczkę wpada w koral. A przy tym dość intensywna. Co prawda oglądając róż w drogerii wydawał się matowy (taki chciałabym najbardziej), ale już po zakupie w domu okazało się że jednak posiada drobinki. Mimo wszystko nie zraziło mnie to, ponieważ drobinki są subtelne, o wiele bardziej delikatne niż choćby w niektórych różach Bourjois.


Pigmentacja jest imponująca. Być może zdjęcie tego nie oddaje, ale nie musimy się namachać pędzlem żeby uzyskać widoczny kolor. Dlatego tak naprawdę wystarczy odrobina aby nie przedobrzyć, co pewnie przełoży się na jego wydajność (opakowanie mieści 5 g różu). Nakłada się gładko i przyjemnie, nie osypuje się i nie tworzy plam.
Trwałość mogłaby być trochę lepsza - po paru godzinach róż staje się o wiele mniej widoczny. Jednak ze względu na kolor i cenę mogę mu to wybaczyć ;)


Jeśli posiadacie jakiś godny uwagi róż koniecznie dajcie znać :)
Pozdrawiam!





Czytaj dalej

Bourjois, Healthy Mix Anti-fatigue Concealer with Vitamin Mix - korektor pod oczy

Popularnego podkładu Bourjois Healthy Mix w nowej wersji jeszcze nie wypróbowałam, natomiast w moje ręce wpadł korektor z tej samej serii, również w odświeżonej wersji. Starej wersji nie używałam, a więc niestety nie mam porównania. To co jedynie mogę stwierdzić, to różnice w opakowaniu - stara wersja mieściła się w tubce, zaś nowa w ładnym szklanym pojemniczku z krótkim, gąbeczkowym aplikatorem.

Korektor występuje niestety tylko w trzech kolorach. Co prawda są dobrze przemyślane pod względem tonacji, ale dla bladziochów okażą się za ciemne. Wybrałam odcień najjaśniejszy 51 - to przyjemny, dość jasny żółciutki kolor, choć dla mnie mógłby być jeszcze jaśniejszy, bo właściwie wtapia się w skórę (co dla niektórych będzie plusem, ale ja do rozjaśniania twarzy wolę jednak bardziej jasne korektory).

Poniżej porównałam go z dwoma kolorami mojego ulubionego i popularnego korektora Catrice Liquid Camouflage. Chyba doskonale widać jak żółto wypada na ich tle (p.s tamte zdążyły już troszkę ściemnieć).

|zdjęcie w słońcu|

Na dłoni trochę oksyduje, na twarzy tego nie zauważyłam. Posiada malutkie złociste drobinki, nie są nachalne i przyjemnie odbijają światło.
Sam korektor faktycznie rozświetla spojrzenie, które wydaje się bardziej wypoczęte. Jest raczej dosyć lekki, nie wysusza delikatnej skóry wokół oczu. Minimalnie zbiera się w zmarszczkach, ale chyba jeszcze nie natrafiłam na korektor który zupełnie nie robiłby tego u mnie.

Ma średnie krycie, które po jednej warstwie korektora można jeszcze trochę zbudować, ale raczej nie poradzi sobie z naprawdę mocnymi sińcami pod oczami.
Z racji rozświetlających drobinek niespecjalnie nadaje się do zakrywania pojedynczych niedoskonałości, choć można go użyć do tego celu w awaryjnej sytuacji - nie rzucają się one aż tak w oczy. Trwałość jest bardzo dobra, co do wydajności to niestety ciężko mi jeszcze stwierdzić, ale czytałam kilka opinii że mogłaby być lepsza.


Mimo dość wysokiej ceny regularnej (46,99 zł w Rossmannie) - polecam, na małe i średnie cienie pod oczami. Oczywiście najlepiej czyhać na promocję ;) Widziałam też, że w internecie można dostać go trochę taniej.
Czytaj dalej

Golden Rose, Longstay Precise Browliner - długotrwała konturówka do brwi

Tym razem czas na recenzję produktu do brwi - długotrwałą konturówkę od Golden Rose.

Konturówka występuje w 7 kolorach - ciemniejszych i jaśniejszych oraz w cieplejszych i chłodniejszych tonacjach - raczej każdy powinien tutaj odnaleźć odpowiedni dla siebie odcień. Ja po krótkim zastanowieniu i porównaniu kolorów wybrałam numer 102 - taki średni, dość zimny brąz. Przy okazji wspomnę że swatche tej konturówki na stronie Golden Rose są nieco przekłamane, najlepiej sprawdzić kolor osobiście, w sklepie stacjonarnym.


Jak widać jest wykręcana i posiada przydatną szczoteczkę-spiralkę, do tego dość drobną, co jest dla mnie dodatkowym plusem.

W moim odczuciu nie jest ani za twarda ani za miękka. Rysik jest cieniutki, dlatego staram się nie wykręcać jej zbyt dużo aby przypadkiem się nie złamała (a czytałam że potrafi się złamać). Pigmentację możemy stopniować, więc nawet niewprawiona ręka nie zrobi sobie tą kredką krzywdy. Łatwo można uzyskać nią delikatny, nieprzerysowany efekt. Ja mam niestety wymagające brwi, potrzebuję porządnego podkreślenia, przez to muszę czasem mocniej dociskać kredkę (żeby np. wyrysować dolną linię brwi), co wiąże się z tym że można dzięki niej wyrwać sobie jakiś pojedynczy włosek/włoski ;) Myślę, że gdyby kredka była minimalnie lepiej napigmentowana (lub może jednak odrobinę bardziej miękka ?) to uniknęłabym mocniejszego jej dociskania. Bo przy mniejszym dociskaniu czasem jedno pociągnięcie kredką nie wystarcza do uzyskania takiej intensywności jakiej oczekuję. Tak źle, tak niedobrze ;) Dwie strony medalu, jeśli chodzi o pigmentację.

Mimo powyższego zażalenia konturówkę bardzo polubiłam, sprawdza się super zwłaszcza do szybkiego wypełnienia brwi. Jest taką bezpieczną opcją, ponieważ używając jej nie musimy skupiać się na mega precyzyjności - właśnie z uwagi na wcześniej wspominaną możliwość stopniowania nasycenia, ciężko uzyskać nią karykaturalny efekt. Kolor również przypadł mi do gustu.

Trwałość jest bardzo dobra. Nawet po dosyć mocnym pocieraniu nie chciała zejść z ręki, jedynie kolor trochę zbladł, dopiero z pomocą wody bardziej się ruszyła, choć nie zeszła całkowicie. Na brwiach oczywiście też trzyma się bez zarzutu, ale na pewno nie jest to trwałość na miarę pomad do brwi.



Dużym minusem jest na pewno wydajność - konturówka ma tylko 0,09g! Mam ją ponad 2 miesiące, przy niecodziennym używaniu zostało jej mniej niż połowa. Na zdjęciach pokazałam jak długi jest "nowy" rysik.
Niestety, chyba taka już przypadłość wykręcanych kredek, szybko się kończą. Podobnie miałam z wysuwanym woskiem do brwi z Bell.

Cena trochę wynagradza wydajność - 19.90 zł. No i idzie w parze z jakością. Chociaż nie pogniewałabym się gdyby była o kilka złotych niższa :) Zawsze można liczyć na promocję.
Ja z całą pewnością kupię ją kolejny raz.


A Wy? Znacie tą konturówkę? Chciałybyście ją wypróbować? :)

Czytaj dalej

Delia, Cameleo - płukanka do włosów różowa [efekty]

Już od dłuższego czasu zdecydowanie gorącym trendem w koloryzacji włosów są różowe odcienie blondu - tzw. rose blonde oraz strawberry blonde. Bardzo spodobała mi się zwłaszcza pierwsza opcja, nawet zakupiłam popularną farbę Colorista z L'Oreal (wariant do 2-3 myć) w kolorze pastelowego różu, ale efekt na moich włosach okazał się bardzo kiepski, niewarty tych pieniędzy ani zachodu. Później natknęłam się w internecie na różową płukankę z Delii, więc oczywiście musiałam wypróbować ;)



Opis producenta 

Doskonały sposób na różowy odcień włosów blond i ochronę koloru rudych włosów
  • Pogłębia odcień włosów rudych
  • Nadaje włosom blond modny różowy odcień
  • Piękny, gołębi połysk
  • Delikatne rozświetlenie
Sposób użycia

Do naczynia wlać około 2 litry wody, dodać około 1 łyżkę stołową płukanki.  Otrzymanym roztworem płukać włosy. Można stosować po każdym myciu włosów.

Uwaga: intensywność odcienia końcowego zależy od ilości dodanej płukanki.





Płukankę możemy użyć tak naprawdę na dwa sposoby - w połączeniu z maską do włosów albo jako standardową płukankę.

Za pierwszym razem wybrałam szybszą opcję, z maską - w miseczce wymieszałam mniej więcej 3 łyżki płukanki z maską, nałożyłam na włosy i trzymałam 20 min, następnie spłukałam. Efekt był dość delikatny i nierównomierny, jedne pasma chwyciły mocniej, inne zaś słabiej. W końcu nikt nie jest w stanie rozprowadzić maski idealnie równomiernie na całych włosach ;) Ale rezultat i tak mi się spodobał, wyglądało to naprawdę fajnie. Jest to na pewno opcja dla tych, którzy oczekują bardziej subtelnego efektu.

Za drugim razem zastosowałam płukankę zgodnie z instrukcją. No prawie zgodnie, bo jednak wszystko robiłam już "na oko", niczego nie odmierzałam :) Do miski nalałam wody i dodałam dość solidną ilość płukanki, woda stała się mocno różowa - zależało mi tym razem na mocnym efekcie. Przez chwilę moczyłam w tym moje włosy, następnie całość spłukałam jeszcze tą samą różową wodą, aby pogłębić efekt.

EFEKTY


PRZED



PO



Zdjęcia mówią same za siebie (bez żadnej obróbki). Szczerze mówiąc nie sądziłam że produkt ma taką moc. Tym bardziej, że mój blond jest raczej umiarkowanie jasny. Jak widać, na moim ombre płukanka łapie również ten ciemniejszy blond powyżej oraz chwyta też troszeczkę na jasnym brązie.
Oczywiście efekt jaki uzyskamy uzależniony jest od koloru włosów i od ilości dodawanej płukanki.

Jeśli chodzi o trwałość - dużo zależy od indywidualnej struktury i kondycji włosów. Po jednym myciu płukanka spiera się u mnie w około 70%, po dwóch myciach praktycznie nie ma śladu. Być może po trochę dłuższym, regularnym stosowaniu przy każdym myciu kolor będzie utrzymywał się ciut dłużej.

Czy płukanka przesusza włosy? Póki co, nic takiego nie odczułam. Po wyschnięciu włosy nie farbują niczego na różowo, dlatego nie musimy się obawiać o swoje ubranie czy poduszkę ;) Jednak nie wiem co się stanie jeśli złapie nas niespodziewana ulewa, bo płukanka wypłukuje się trochę również od samej wody.

Wydajność powinna być bardzo dobra, dosyć wolno jej ubywa, więc myślę że starczy spokojnie na kilkanaście razy.


Jakieś minusy? Chyba tylko jeden. Moim zdaniem dozownik nie jest do końca przemyślany, przy wylewaniu z opakowania trzeba trochę uważać, bo można się pobrudzić.

Ogólnie bardzo polecam tą płukankę. To tani i prosty sposób na nadanie włosom tymczasowego, różowego odcienia. W sam raz na wakacje :) Wiem, że taki sam produkt posiada też w swoim asortymencie firma Joanna, ale ma w składzie wysuszający alkohol izopropylowy i trochę mniejszą pojemność. Dlatego też preferuję płukankę Delii :)

Płukanka aktualnie jest niestety niedostępna w większych drogeriach. Kupicie ją głównie przez internet, np. w sklepie internetowym Delii. Pewnie można znaleźć ją również w mniejszych drogeriach. Swoją kupiłam w sklepie Dobrarada.
Cena płukanki to 7-8zł.

Czytaj dalej

Farmona, Herbal Care - żel micelarny & olejkowy płyn do demakijażu Kwiat Migdałowca

Dziś przygotowałam dla Was recenzję kolejnych produktów do demakijażu. Tym razem padło na firmę Farmona - chyba nigdy nie miałam żadnych kosmetyków tej firmy, poza jakimś peelingiem do ciała ;) Tym samym nie wiedziałam kompletnie czego się spodziewać. 

Na wstępie dodam, że zauroczyła mnie szata graficzna obydwóch kosmetyków i chyba też dlatego przyjrzałam im się bliżej. W moim odczuciu mają bardzo ładne, udane opakowania :) 




Żel micelarny do demakijażu Kwiat Migdałowca



Żel posiada krótki i dość ładny skład. Znajdziemy w nim ekstrakt z kwiatów migdałowca, kwas hialuronowy, alantoinę oraz inulinę. Duży plus za brak SLS i silikonów w składzie. Co ciekawe, producent deklaruje również brak glikolu propylenowego, a występuje jak byk pod koniec składu ;) Tak wiem, czepiam się - nie przeszkadza mi to, ale jednak ktoś tu lekko mija się z prawdą. 


Żel możemy stosować na dwa sposoby - do zmywania makijażu lub do zwykłego mycia twarzy. Ja zakupiłam go raczej z myślą o demakijażu. Oczywiście przetestowałam obydwie opcje i jednak bardziej skłaniam się ku tej drugiej. Dlaczego? Moim zdaniem po prostu dość kiepsko zmywa makijaż. Oczywiście demakijaż tym kosmetykiem nie jest niemożliwy, ale dla mnie trwa to zbyt długo. Poza tym płatek kosmetyczny nasączony tym żelem nieco ślizga się po twarzy, co jest trochę irytujące. Chyba trochę lepiej radził sobie kiedy nakładałam go na zwilżoną buzię i masowałam twarz dłońmi, ale nie przepadam za tym sposobem. Za bardzo przyzwyczaiłam się do zmywania makijażu wacikiem. 

Polubiłam natomiast poranne mycie twarzy tym żelem. Nie podrażnia, nie wysusza a wręcz przeciwnie - mam wrażenie, że buzia jest potem lekko nawilżona, ukojona. W ogóle nie powoduje uczucia ściągnięcia. Nie jest to na pewno jakiś super oczyszczający żel, taki wiecie, że skóra aż skrzypi z czystości. Oczyszcza ale delikatnie, na przyzwoitym poziomie.



Trochę przeszkadza mi jego konsystencja, jest rzadki, przezroczysty i niemal niewidoczny po rozprowadzeniu na twarzy. Przez to można mieć mały problem z dozowaniem odpowiedniej ilości produktu. Tym bardziej, że żel nie pieni się wcale. Nic a nic, nie uświadczymy tu nawet delikatnej pianki. Ale dla mnie to tylko niewielki minusik. Niestety trzeba uważać aby nie dostał się do oczu, bo będzie szczypać.

To co mnie w nim urzeka, poza uczuciem nawilżenia to zdecydowanie zapach. Dość mocny trzeba przyznać, ale dla mnie ma cudowny, kwiatowy aromat. Bardzo umila mi jego stosowanie.

Czy kupiłabym go drugi raz? Myślę że tak, ale tylko w celu zwykłego oczyszczania twarzy, jako dopełnienie pielęgnacji. 



Olejkowy płyn do demakijażu oczu Kwiat Migdałowca



Jeśli chodzi o zmywanie makijażu to ten płyn zdecydowanie przypadł mi do gustu. Skutecznie usuwa makijaż oczu oraz długotrwałe pomadki. Nie jest zbyt tłusty jak na dwufazówkę, nie pozostawia efektu mgły na oczach, zostaje tylko lekkie natłuszczenie. Tak samo jak w przypadku żelu znajdziemy w nim tytułowy ekstrakt z kwiatów migdałowca, a poza tym olej rycynowy, olej canola i niacynamid czyli witaminę B3 oraz inulinę. Pod koniec składu widzimy jeszcze beta karoten i olej słonecznikowy. Na pewno w jakimś stopniu wpływa na (dobry) stan rzęs, głównie z uwagi na zawartość olejku rycynowego.

Minusy? Tylko jeden - fazy dość szybko się rozdzielają i trzeba co chwilę nim wstrząsać by się połączyły.

W przeciwieństwie do żelu micelarnego jest całkowicie bezzapachowy (a w sumie szkoda :D).



Podsumowując :) mimo pewnych niedociągnięć obydwa kosmetyki z chęcią zakupiłabym kolejny raz. Może nie są zbyt wydajne, ale zachęcająca jest niska cena - niecałe 11 zł, czyli grosze. Minusem jest niestety dostępność. Ja kupiłam te produkty w drogerii Endorphine i poza tym nigdzie już ich nie widziałam. Oczywiście możecie dostać je w sklepie internetowym firmy Farmona (https://sklep.farmona.pl).


Czytaj dalej

Evrēe - recenzja zbiorcza kosmetyków || tonik do twarzy, olejek do twarzy, preparat do demakijażu oczu, krem do rąk

Evrēe - marka, która już od dawna mnie ciekawiła, oczywiście głównie za sprawą chwalonego wszędzie toniku różanego oraz olejku upiększającego. Kiedy akurat pojawiła się przecena na tę markę w Rossmannie postanowiłam w końcu zakupić kilka kosmetyków i przetestować. Dlatego przygotowałam dziś dla was recenzję zbiorczą, aby może nie rozdrabniać się na kilka postów :) Do testów wybrałam (a jakże) tonik różany, olejek upiększający Magic Rose, preparat do demakijażu oczu oraz krem do rąk. Zastanawiałam się również nad jednym z kremów do twarzy, ale ostatecznie na razie odpuściłam sobie ten zakup.            
                                                                             



Facial Care, różany tonik do twarzy dla cery suchej i mieszanej



Skład toniku opiera się głównie na wodzie różanej, kwasie hialuronowym i panthenolu. Nie jest jednak w pełni naturalny, mamy tam choćby dość brzydki konserwant DMDM Hydantoin, więc zwolennicy naturalnych kosmetyków i przeciwnicy potencjalnie szkodliwych substancji nie będą zadowoleni.


Posiada ładny, różany zapach, choć wiem że nie każdy lubi ten aromat. Atomizer działa bez zarzutu,
jest to naprawdę jeden z lepszych atomizerów w kosmetykach, które spotkałam do tej pory. Nie "pluje" wielkimi kroplami płynu, ale idealnie rozpyla go na twarzy. Potrzebna jest chwila, aby całkiem się wchłonął. Przyznam, że nie oszczędzam na tym toniku - w moim przypadku psikam nim 5-6 razy na twarz wraz z szyją i dekoltem. Ale na szczęście tonik jest bardzo wydajny. Przy codziennym używaniu 2 razy dziennie zostało go jeszcze spokojnie na kilka dni, a jest u mnie na pewno od mniej więcej 2 miesięcy.




Producent radzi spryskiwać tonikiem twarz, szyję oraz dekolt, rano i wieczorem, a rozpylony tonik można dodatkowo delikatnie wklepać w buzię. Nie zaleca jednak przecierania twarzy płatkiem kosmetycznym nasączonym tonikiem, ponieważ podobno pochłania on składniki aktywne zawarte w kosmetyku. Ja z reguły stosuję się do tych zaleceń, czasami tylko zdarzy mi się jednak zebrać pozostałe zanieczyszczenia z twarzy za pomocą płatka kosmetycznego. Tym bardziej, że jednak jestem przyzwyczajona do używania toniku w taki sposób - raczej niewiele toników posiada atomizer. Niestety po dostaniu się do oczu powoduje krótkotrwałe pieczenie. 

Tonik można używać również jako mgiełkę odświeżającą lub do wykończenia makijażu. Przyznam, że spryskałam nim makijaż na próbę dopiero niedawno, ale fajnie się to sprawdza. Nie jestem pewna czy utrwala makijaż, od tego są raczej specjalne fixery lub mgiełki, ale na pewno znosi pudrowość i ciężkość makijażu.

A jak z najważniejszym, czyli z działaniem? Bez zarzutu, na pewno nieco nawilża, buzia jest przyjemna w dotyku, znika uczucie napięcia skóry, nie powoduje powstawania niepożądanych niespodzianek.

Ale nie mogę napisać, że znacząco przewyższa w działaniu inne toniki. Skład też pozostawia trochę do życzenia, chociaż jest krótki i flagowe składniki są w nim zawarte na wysokim miejscu, ale konserwanty psują nieco dobre pierwsze wrażenie. Tym bardziej, że marka kreuje się na naturalną. Zdecydowanie można jeszcze popracować nad tą "naturalnością". Ale w działaniu produkt jak najbardziej jest w porządku. Nawet jeśli nie kupię go na razie ponownie, to z pewnością wykorzystam jego puste opakowanie z genialnym atomizerem.

Cena: 14.99 zł.

Intensive Facial Care, Magic Rose, Pure Beauty Oil,

 olejek upiększający do twarzy i szyi






Producent olejku wskazuje aż na 7 opcji zastosowań, z których właściwie wypróbowałam wszystkie, poza zmywaniem makijażu - trochę mi szkoda wykorzystywać go do tego celu, a poza tym posiadam specjalnie do tego przeznaczony olejek, również tej firmy.

Najczęściej jednak stosowałam go solo na twarz, chwilę go wmasowując, albo jako "baza" pod krem. To co mi się podoba w tym olejku to fakt, że nakładając niewielką ilość na twarz (3-4 krople), jest w stanie wchłonąć się prawie całkowicie. Przy 5-6 kroplach lub więcej zostaje lekka tłusta warstwa.

Olejek również pachnie różanie, ale w tym przypadku zapach jest jakby bardziej stłumiony, w porównaniu do zapachu różanego toniku.


Skład jest ciekawy, choć tutaj również nie obyło się bez brzydkich konserwantów. Ale poza tym
mamy tutaj bogactwo dobrych składników:

  • olej z dzikiej róży
  • olej ze słodkich migdałów
  • olej z pestek winogron
  • olej słonecznikowy
  • olej ryżowy

Oczywiście przekłada się to na bardzo dobre działanie. Zawsze nakładam go tylko na noc, sporadycznie zdarzyło mi się pod makijaż (w małej ilości się sprawdza). Skóra rano jest nawilżona, wygładzona, bardziej miękka. Niestety nie zaobserwowałam zbytnio zredukowania popękanych naczynek czy przebarwień pozapalnych, jeśli coś się zmieniło to w mało zauważalnym stopniu. Natomiast muszę przyznać, że olejek stosowałam regularnie jedynie do ukończenia połowy buteleczki, ponieważ w międzyczasie kupiłam inne kosmetyki pielęgnacyjne do przetestowania.



Konsystencja olejku jest w sam raz, za pomocą dołączonej pipety aplikacja przebiega bez zarzutu. A jeśli komuś nie przypadnie do gustu zawsze można wypróbować go do olejowania włosów. Mi samej zdarzyło się dodać 2-3 krople olejku do maski. ;) 

Wydajność, podobnie jak w przypadku toniku również na plus - zaczęłam ich używać w tym samym czasie. Na tem moment zostało mi go niecałe pół buteleczki, ale tak jak wspominałam ostatnio nie stosuję go już codziennie jak wcześniej.

Możliwe, że kiedyś jeszcze go kupię, ponieważ to przyjemny, wielofunkcyjny kosmetyk. Jednak jeśli chodzi o nawilżenie skóry, to nie daje długofalowych efektów.

Cena: 29.99 zł.



Facial Care, Regenerujący demakijaż oczu


Preparat nazwany jest trochę tajemniczo. Nie jest to płyn, jak zwykle to bywa, a olejek do demakijażu oczu. I to dosyć kontrowersyjny olejek, bo z tego co udało mi się przeczytać w internecie większości osób nie przypadł do gustu. Ale czy naprawdę jest taki zły? 

Może na początku obalę jedno z zapewnień producenta, a mianowicie o rzekomej nietłustej formule. Preparat podobno nie zostawia tłustej warstwy, co jest oczywiście nieprawdą, ale tłuści w sposób akceptowalny, niestety powoduje delikatny "efekt mgły" na oczach.

Posiada ciekawe składniki: oliwę z oliwek, olej makadamia oraz olej rycynowy, znany ze swoich właściwości regenerujących rzęsy.


Czy preparat faktycznie na dłuższą metę wspomaga regenerację rzęs? Myślę, że przy częstym, regularnym stosowaniu tak. Aktualnie nie maluję się codziennie, więc też nie mogę sprawdzić tej obietnicy. Poza tym ostatnio używam czystego oleju rycynowego na rzęsy i brwi. 

Ja zawsze nasączam nim płatek kosmetyczny, można również bezpośrednio rozprowadzić olejek na twarzy i przemasować dłońmi - co muszę w końcu wypróbować .Może wpłynie to chociaż troszeczkę na lepszą wydajność.. Dość dobrze oczyszcza oczy z makijażu, ale sprawia że tusz podczas zmywania bardzo się kruszy, co jest trochę upierdliwe. Nie mam pojęcia czy poradzi sobie z wodoodpornym tuszem, ponieważ takiego aktualnie nie używam. Jednak wiem, że z długotrwałą pomadą do brwi z Inglota radzi sobie o wiele lepiej niż zwykły płyn micelarny - no ale w końcu to olejek. ;)


Pachnie jakby zieloną herbatą - taką kosmetyczną zieloną herbatą. Zapach jest bardzo subtelny, lekko wyczuwalny. Preparat jest delikatny dla oczu, nie powoduje u mnie szczypania ani pieczenia.

Niestety preparat jest niewydajny... z uwagi na niezbyt wielką pojemność, niepraktyczny dozownik, konsystencję i ilość potrzebną do zmycia makijażu. A przy tym cena nie jest jakaś zachwycająca.

Mimo wszystko jestem zaskoczona nim pozytywnie, myślałam że to będzie prawdziwy koszmarek czytając niektóre recenzje. Chętnie kupiłabym go ponownie i tym razem korzystała z niego do demakijażu nie tylko oczu, ale także całej twarzy. Przynajmniej od czasu do czasu na zmianę ze zwykłym płynem micelarnym, ponieważ trochę obawiam się o jego wydajność. Mam wrażenie, że jest bardziej odżywczy od zwykłych płynów, nawilża, koi i ma naprawdę fajny skład. A ponadto wiadomo, że mycie olejami jest teraz bardzo popularne i po prostu służy skórze.

Cena: 19.99 zł.

Instant Help, Krem ratunek dla rąk



O kremię napiszę już krótko, zwięźle i na temat, bo w zasadzie nie ma o czym się rozpisywać. :)

Zawiera przede wszystkim olej słonecznikowy, olej awokado, masło shea, masło mango, glicerynę, tlenek cynku oraz składniki łagodzące - alantoinę i panthenol.


To co w nim polubiłam to fakt, że naprawdę wchłania się dość szybko i kompletnie nie jest lepiący, 
klejący (jak choćby czerwony krem Garniera) - nic mnie bardziej nie denerwuje w kremach do rąk. Zwłaszcza kiedy potrzebuję posmarować ręce na szybko i od razu wrócić do codziennych zajęć. Pozostawia tylko naprawdę minimalną ochronną warstwę. Krem jest dość mały, więc idealny do torebki, ale przy tym dosyć wydajny, jak na tą pojemność. Nie jest może tak dobry jak mój ulubiony krem lipidowy z Mixa, nie nawilża aż na tak długo, ale jego działanie jest zadowalające. Dla mnie zapach jest miły i nieprzytłaczający, ale wiem że opinie na ten temat są skrajne. :)
Ogólnie jako krem "podróżny" jest świetny, jednak na noc do porządnej regeneracji postawię kolejnym razem na krem Mixa.

Cena: 9,49 zł.




A Wy? Wypróbowałyście któryś z tych kosmetyków? Lubicie markę Evrēe?

Czytaj dalej