Ziaja, bio aloes - tonik do twarzy

Dziś przychodzę z krótką recenzją aloesowego toniku do twarzy od Ziaji. Opisywany tonik już od dawna znajduje się w ofercie marki, ale jakiś czas temu przeszedł zmianę szaty graficznej, bez zmiany składu. Wcześniej nigdy go nie miałam, kiedyś używałam tylko ogórkowego, który również spisywał się dobrze.






Tonik bio aloes przeznaczony jest do cery suchej i normalnej, ale myślę, że z powodzeniem może stosować go każdy. W składzie znajdziemy np. nawilżający glikol propylenowy, łagodzący panthenol oraz ekstrakt z aloesu. Aloes posiada wszechstronne działanie, m.in przeciwzapalne, przeciwbakteryjne oraz łagodzi i nawilża skórę. Dlatego miło, że znajduje się dość wysoko w składzie.





Tonik ma przyjemny zapach, który kojarzy się trochę właśnie z aloesem. Dozownik jest bardzo wygodny, dziurka nie jest zbyt duża, więc nie ma ryzyka wylania zbyt dużej ilości produktu na wacik. Niewielka ilość wystarcza na przetarcie całej twarzy i szyi.

Jest bardzo wydajny, ja używam go praktycznie codziennie rano, zawsze przed nałożeniem makijażu oraz wieczorem. Stosuję go już dość długo i jeszcze mi się nie skończył.

Nie powoduje powstawania wyprysków, nie zapycha. Łagodnie oczyszcza cerę, również z resztek makijażu. Nie przesusza, delikatnie nawilża, ale tutaj nie oczekujmy cudów, to tylko tonik. Dopełnia pielęgnację skóry i radzi sobie z tym naprawdę dobrze.




Ogólnie polecam, zwłaszcza, że kosztuje grosze. Chyba nie widziałam teraz w ogóle tej serii w Rossmannie, nie wiem jak w innych drogeriach. Ja zakupiłam go w sklepie Ziaji.


Czytaj dalej

Eveline Precious Oils - Lip Scrub DELIKATNY PEELING DO UST & Lip Elixir OLEJEK DO UST Vanilla

Dzisiaj mam dla Was nowe produkty od marki Eveline, które pojawiły się w sprzedaży już jakiś czas temu, a ja korzystając z promocji -49% w Rossmannie postanowiłam je wypróbować. Czy było warto i co sądzę o tych kosmetykach po kilku dniach testowania? Zapraszam do czytania recenzji.

Oba kosmetyki znajdziemy w schludnych, kartonowych opakowaniach, na których znajduje się wiele informacji, takich jak działanie oraz skład kosmetyku.

Cena kosmetyków jest jednakowa: 15.99 zł.





Lip Scrub - Delikatny peeling do ust 





Pomadka peelingująca kryje się w uroczym, różowym, aczkolwiek zupełnie zwyczajnym opakowaniu. Zaletą jest dość bogaty skład - mamy tutaj olej rycynowy, kokosowy, awokado, ze słodkich migdałów oraz arganowy, który jednak występuje już za zapachem, więc jest obecny w baardzo śladowych ilościach. Ponadto pomadka zawiera również witaminy E i C, a także ekstrakt z aloesu.

Zapach jest subtelny, słodki. Wydaje mi się, że kiedyś już czułam taki aromat. Kojarzy mi się z chemiczną poziomką, ale jest przyjemny.

Początkowo pomadka wydaje się być całkowicie gładka, jak każda inna szminka. Jednak już przy pierwszym użyciu staje się ona chropowata i na naszych ustach ukazuje się lekka, wazelinowa powłoczka z drobinkami. Drobinki są naprawdę ostre, nie jest to żaden pic na wodę. Jednak ich działanie nie jest w żadnym wypadku zbyt agresywne dla delikatnej skóry warg. Peeling za pomocą tej pomadki jest chyba odrobinę mocniejszy niż ten wykonany przy użyciu cukru.

Porządnie usuwa suche skórki, usta stają się miękkie i zadbane. Uważam, że jest to must have dla każdej fanki matowych pomadek, ale nie tylko. Oczywiście - można również zrobić domowy peeling z miodem i cukrem, ale forma pomadki jest dla mnie o wiele wygodniejsza i po prostu szybsza w użyciu. Dlatego duży plus dla Eveline za wprowadzenie tego kosmetyku na rynek. Wiem, że od dawna istnieje już inna, sławna zresztą pomadka peelingująca marki Sylveco, ale dostępność stacjonarna tych kosmetyków jest jednak trochę gorsza.




Czytałam już o zastrzeżeniach co do wydajności tej pomadki - myślę, że faktycznie przy częstym używaniu może być mało wydajna, zwłaszcza jeśli peeling wykonamy przeciągając za każdym razem kilkakrotnie pomadką po ustach. Dlatego ja preferuję nałożenie odrobiny peelingu na usta, a następnie przemasowanie ich palcem oraz ocieranie wargi o wargę. Jest to całkowicie wystarczające do uzyskania dobrego efektu i Wam również polecam ten sposób, aby niepotrzebnie nie zużyć zbyt dużej ilości kosmetyku podczas jednorazowego użycia.



Producent zaleca, aby po przeprowadzonym peelingu nałożyć Lip Elixir, o którym niżej. 


Lip Elixir - Olejek do ust Vanilla




Olejek znajduje się w wąskiej i długiej buteleczce, typowej dla błyszczyków. Aplikator również jest typowo błyszczykowy - w formie gąbeczki, ale bardzo płaskiej. Ogólnie opakowanie jest bardzo zwyczajne, podobnie jak wcześniej - nic szczególnego, ale w przypadku tych kosmetyków nie jest to dla mnie tak istotne.

Skład opiera się na parafinie wraz z wieloma odżywczymi olejkami, ale niestety większość znajduje się już za zapachem. Znajduje się tu: olej kokosowy, olej awokado, olej arganowy, olek incha inchi oraz oliwa z oliwek. 

W konsystencji ten olejek to po prostu gęsty błyszczyk, jednak nie lepi, nie klei się na ustach - za to już włosy niestety się do niego przyklejają. Moja wersja ma lekko pomarańczową poświatę, czego jednak zupełnie nie widać na ustach, zachowuje się jak bezbarwny błyszczyk. Zgodnie z nazwą pachnie wanilią, powiedziałabym że wyjątkowo sztuczną wanilią. Poznałam w swoim życiu lepiej pachnące waniliowe kosmetyki, ale nie zmienia to faktu, że i tak jest ładny. 

Dzięki olejkowi usta ładnie błyszczą i przez to optycznie wydają się pełniejsze. Faktycznie nawilża i wygładza, a zarazem tworzy barierę chroniącą przed wiatrem i mrozem. Nie wierzę oczywiście w obietnice zniewelowania zmarszczek, może jedynie zapobiegać w pewnym stopniu powstawaniu nowych. Zjada się w umiarkowanym tempie - oczywiście po jedzeniu znika. Zawiera filtr SPF 10.



Czy jest to jednak niezbędnik? Powiem szczerze, że chyba wolę klasyczne pomadki ochronne. Olejek całkiem dobrze dba o usta, ale nie wywołał u mnie efektu wow i po wykończeniu raczej nie skuszę się na niego ponownie. Być może wypróbuję kiedyś jeszcze drugą wersję olejku - Cranberry, czyli żurawinową. Natomiast czuję, że peeling zostanie moim niezbędnikiem.


Czytaj dalej

Maybelline, Dream Satin Liquid - podkład z satynowym wykończeniem

Hej! Niestety, znowu po długiej przerwie, ale powracam z nową recenzją. Wpis będzie dotyczyć podkładu, który używam już naprawdę długo i mogę w pełni rzetelnie go ocenić.

Trochę zastanawiałam się czy opisywać tutaj ten kosmetyk, ponieważ nie wiem czy będzie można go jeszcze kupić, ale o tym niżej.



Kiedyś dawno temu stosowałam ten podkład w starej odsłonie i wtedy był to jeden z moich ulubionych podkładów. Po jakimś czasie zniknął jednak z drogeryjnych półek (myślałam, że został wycofany), po czym nagle pojawił się... w Biedronce. Na pewno znalazł się w jej ofercie już ze trzy razy, oczywiście w pewnych odstępach czasowych. I jest to chyba jedyne miejsce, w którym można stacjonarnie dorwać ten podkład, więc być może kogoś moja recenzja zaciekawi i kiedyś się na niego skusi (o ile znowu się tam pojawi...). Zwłaszcza, że jego cena w Biedronce to około 20 zł (dawniej w Rossmannie kosztował o wiele więcej).
Aktualnie jest dostępny przez internet na Perfumy-Perfumeria.pl.

Wydaje mi się, że podkład faktycznie został wycofany, ale być może jeszcze zalega gdzieś w magazynach i trafia właśnie do Biedronki? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia o co chodzi. Nie uświadczymy go również na polskiej stronie Maybelline (wiem, że wyszła matowa wersja tego podkładu - Dream Velvet, ale póki co nie testowałam go), natomiast na zagranicznej witrynie widnieje podkład o nazwie Dream Liquid Mousse, który wydaje się odpowiednikiem lub nowszą, ulepszoną wersją opisywanego przeze mnie dzisiejszego kosmetyku.  Być może kiedyś dotrze i do nas ;)



Opis producenta: 
Nowy, zmysłowy podkład w płynie, wyjątkowe wykończenie makijażu: niewidoczne pory, satynowa skóra! Formuła z pęcherzykami powietrza: lekkość musu w płynnym podkładzie. Luksusowa formuła, wyjątkowo lekka w dotyku! Satynowe wykończenie, niewidoczne pory: efekt nieskazitelnej, niewiarygodnie gładkiej, subtelnie rozświetlonej skóry.

Podkład znajduje się w schludnym opakowaniu z pompką, która niestety lubi się brudzić wraz z zatyczką (wcześniej te elementy wyczyściłam). Jeśli chodzi o działanie - podkład faktycznie jest leciutki w konsystencji, nakłada się przyjemnie, nie jest nawet konieczna baza w postaci kremu itp. Zgodnie z obietnicą producenta nadaje satynowe wykończenie i według mnie wymaga przypudrowania. Moim zdaniem nie sprawdzi się do tłustych cer, ponieważ moja mieszana zaczyna się dość szybko świecić, jeśli porządnie nie utrwalę go pudrem. Krycie jest średnie, ale podkład naprawdę ładnie wygląda na buzi, w pewien sposób ją wygładza. A trwałość? Na pewno nie jest to podkład, który sprawdzi się w ciężkich warunkach albo do "latania" w nim cały dzień. Na plus zaliczam obecność filtru SPF 13 - niski, ale jest.

Posiadam dwa kolory - 10 Ivory oraz 30 Sand. Na początku kupiłam odcień Sand - niestety okazał się trochę za ciemny, dlatego po paru dniach skoczyłam po jaśniejszy Ivory i ten jest dla mnie o wiele lepszy. Fajny efekt osiągam również po zmieszaniu obydwóch kolorów, ale nie zawsze chce mi się to robić ;) 


30 Sand, 10 Ivory

30 Sand, 10 Ivory

30 Sand, 10 Ivory



Podsumowując, jeśli będziecie potrzebować podkładu "na już" lub po prostu zapragniecie wypróbować coś nowego i natkniecie się na Dream Satin Liquid w Biedronce - spróbujcie. Za 20 zł warto. Nawet tylko jednorazowo, jeśli miałby już się nie pojawić :)




Czytaj dalej

Garnier, Miracle Sleeping Cream - krem przeciwzmarszczkowy na noc

Witajcie, przychodzę do was z kolejnym wpisem - tym razem padło na krem, który zakupiłam jeszcze przed świętami. Jak się sprawdził i czy faktycznie jest takim "cudem" - czytajcie dalej.





Miracle Sleeping Cream nie jest już może taką nowością, ale pojawił się w zeszłym roku i w końcu skusiłam się na niego podczas promocji w Rossmannie. Przekonały mnie bardzo obiecujące opinie, poza tym lubię kosmetyki Garniera więc byłam ciekawa jak się sprawdzi. Co prawda moje zmarszczki są znikome, ponieważ jestem po 20-stce ;), ale zależało mi na jakimś treściwym kremie typowo na noc.

Producent obiecuje Efekt metamorfozy skóry. Natychmiast po przebudzeniu ma być nawilżona, widocznie wypoczęta i gładsza, a długotrwale: widocznie zregenerowana, a zmarszczki zredukowanie.




O technologii Sleeping Cream

"Poznaj najnowszą generację kremów na noc inspirowanych azjatyckimi "sleeping packs", tzw. całonocnymi maseczkami. SLEEPING CREAM: siła maseczki w lekkim kremie dla intensywnego działania przeciw oznakom zmęczenia i starzenia"




Krem zawiera aż 7 składników aktywnych: LHA, Adenozynę, Ekstrakt z albicji, kwas hialuronowy, ekstrakt z ruszczyka, olej jojoba. Do tego esencjonalny olejek lawendowy.

"Innowacyjna formuła o właściwościach samowygładzających otula twarz niczym niewidzialna maseczka i uwalnia silne aktywne składniki. Po przebudzeniu skóra jest widocznie gładsza i elastyczna"

Skład:



Krem Garniera znajduje się w plastikowym, ale dość solidnym i moim zdaniem ładnym, zakręcanym, ciemnogranatowym słoiczku. Coś co mnie urzekło to jego konsystencja - inna od dotychczas używanych przeze mnie kremów, raczej niespotykana. Gęsta, zbita i zarazem sprężysta, a sam krem ma lekko morelowy odcień. Po jakimś czasie od nabrania kremu wraca on do pierwotnego wyglądu w słoiczku - tak, jakbyśmy w ogóle w nim nie grzebały:) Zapach bardzo przyjemny -powiedziałabym, że kremowo-kwiatowy, choć tak naprawdę ciężki do opisania.




Po nałożeniu krem pozostawia lekką, świecącą warstwę, wchłania się tylko w jakimś stopniu. To co najważniejsze, czyli efekty: moim zdaniem krem naprawdę działa. Nie wiem jak on to robi, ale faktycznie skóra po przebudzeniu wygląda.. lepiej. Po prostu lepiej. Odnośnie "wyprasowania" zmarszczek nie mogę się wypowiedzieć, bo tak jak pisałam, jeszcze dość młoda ze mnie osoba, ale skóra jest przyjemnie gładka, jakby rozjaśniona, bardziej promienna i dobrze napięta. Nawilżenie w moim odczuciu mogłoby być ciut lepsze, ale po prostu wtedy kiedy mam taką potrzebę sięgam po inny krem. Mimo obecności alkoholu wysoko w składzie nie przesuszył mojej skóry, a o to się bałam. Nie podoba mi się również silikon zaraz na początku, ale o dziwo krem mnie nie zapycha. Ba, byłabym skłonna stwierdzić, że niespodzianki pojawiają się rzadziej, choć nie wiem czy to faktycznie jego zasługa. Minusem jest to, że jeśli mamy lekko podrażnioną skórę w jakimś miejscu (np. okolice nosa od kataru) powoduje pieczenie tego obszaru (chyba z uwagi na ten alkohol) - dawno już żaden krem u mnie nie spowodował takiej reakcji, ale na szczęście bardzo rzadko pojawiają się u mnie jakieś podrażnienia.




Z uwagi na konsystencję myślałam, że krem będzie bardziej wydajny, ale niestety. Moim zdaniem ucieka dość szybko z opakowania, choć przyznaję, że nie nakładam jakichś minimalnych ilości. W tym momencie zostało go trochę mniej niż połowa, a zaczęłam go używać pod koniec grudnia (nakładam praktycznie codziennie). Przy czym dodam, że ostatnio odstawiłam go na jakieś 2 tygodnie, bo testowałam inny krem.

Przy okazji promocji możliwe, że jeszcze go zakupię, ponieważ normalna cena (czyli około 36 zł) jest dla mnie póki co mało zachęcająca i wolę taką kwotę przeznaczyć na coś choćby z kolorówki.


Lubicie kremy Garniera? :)




Czytaj dalej

Reaktywacja! - NIVEA, Repair & Targeted Care, odżywka regenerująca do włosów suchych i łamliwych

Witam Was po naprawdę długiej "przerwie", ponieważ ostatni post ukazał się ponad 2 lata temu. Po prostu gdzieś po drodze zgasł mój zapał, a pisanie na siłę to nie jest nic dobrego. Nie wiem jeszcze jak mi pójdzie z reaktywacją bloga ani z jaką częstotliwością będę pisać, ale bardzo chciałabym powrócić do regularnego blogowania. Postanowiłam nie zaczynać od totalnego zera tylko nadal prowadzić aktualnego bloga, ale w całkiem nowej odsłonie. Ten post jest więc taką "kreską", nowym początkiem. Nie będę już również skupiać się głównie tylko na lakierach do paznokci, tak jak było do tej pory - przyznam, że z czasem minęło mi lakieromaniactwo, nawet dawno nie zakupiłam nic nowego :) Teraz natomiast stałam się bardziej włosomaniaczką, więc można się spodziewać tego typu recenzji w przeważającej ilości (choć nie chcę ograniczać się tylko do jednej kategorii).

Zaczynam dziś więc od wpisu na temat mojego nowego nabytku, a mianowicie odżywki Repair & Targeted Care firmy NIVEA.


Na pewno wiele z was zna ich sławne odżywki Long Repair i Intense Repair. Opisywany dziś produkt jest nowością i dołączył do reszty serii, która zresztą przeszła już też pewną metamorfozę jeśli chodzi o opakowania i składy.

Odżywka przeznaczona jest do włosów suchych i łamliwych. Sam producent twierdzi, że "Pielęgnuje wykrywając zniszczone fragmenty włosów i odbudowuje tam gdzie potrzeba". Oprócz tego ma wzmacniać włosy poprzez odbudowę ich wnętrza i chronić je przed łamaniem oraz przed rozdwajaniem końcówek.



Skład prezentuje się następująco: 
Aqua, Stearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Dimethicone, Panthenol, Hydrolyzed Keratin, Lanolin Alcohol (Eucerit®), Macadamia Ternifolia Seed Oil, Oryzanol, Silicone Quaternium-18, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Trideceth-6, Trideceth-12, C12-15 Pareth-3, Coco-Betaine, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Lactic Acid, Citric Acid, Potassium Sorbate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Geraniol, Benzyl Alcohol, Alpha-Isomethyl Ionone, Parfum.

Z najważniejszych składników dość wysoko w składzie mamy keratynę (proteina), następnie euceryt pozyskiwany z lanoliny (emolient), olej makadamia (emolient). Oprócz tego dodatek lekkich silikonów Dimethicone i Quaternium-18.

Konsystencja odżywki jest kremowa, dość zbita, chyba identyczna jak u siostry Intense Repair (którą również bardzo lubię). Idealnie nakłada się ją na włosy. Zapach również stwierdzam ten sam, czyli taki kremowo-mydlany. Przyjemny, choć może stać się męczący, bo jest dosyć intensywny. Tym bardziej, że wyczuwam go jeszcze przez kilka godzin po umyciu.
Po nałożeniu trzymam ją przynajmniej około 15-20 min, tak jak przeważnie każdą odżywkę. Przy spłukiwaniu czuć, że włosy są bardzo miłe w dotyku i wygładzone. Efekt po całkowitym wyschnięciu - jeszcze lepszy ;) Ogólnie w działaniu raczej nie widzę różnicy między nią a Intense Repair, która zresztą jest moją ulubioną (składy różnią się tylko trochę). Siostry bliźniaczki?

porównanie opakowań
Porównanie opakowań. 

Dla mnie to są najlepiej dociążające, wygładzające i zmiękczające odżywki. Włosy nie puszą się, są naprawdę błyszczące, żadne kędziorki nie odstają. Do tego w moim odczuciu ułatwiają rozczesywanie najlepiej ze wszystkich dotychczas używanych przeze mnie odżywek. 

Czy przy regularnym, długim stosowaniu Repair & Targeted Care potrafi odbudować zniszczone włosy? Raczej w to wątpię, naprawdę zniszczonych włosów odżywka nie naprawi, a rozdwojonych końcówek 'cudownie' nie scali.. Natomiast może skutecznie zamaskować zniszczenia i zapobiec kolejnym.

Minusy? Moim zdaniem wydajność kuleje. Ja może tego tak nie odczuwam, ponieważ używam wielu kosmetyków do włosów na zmianę, ale gdybym chciała stosować ją po każdym myciu to niestety szybko by mi się skończyła. Jednak trochę trzeba jej wycisnąć na włosy (moje są trochę za ramiona).

Zapłaciłam za nią 10,79 zł w Naturze. Odżywki Nivea często bywają w promocji.


A Wy? Używacie odżywek Nivea?





Czytaj dalej