Maybelline, Color Whisper - moja czwóreczka


Nie da się ukryć, że pomadki Color Whisper szybko stały się bardzo popularne, przy tym większość od razu je pokochała, za nienachalny efekt i łatwą, szybką aplikację. Ja oczywiście musiałam pójść za "stadem" i również dałam się na nie skusić:) Odcień Oh La Lilac zakupiłam stosunkowo niedawno i o wiele później od pozostałych odcieni, które mam bodajże od lipca i jeszcze żadnej z tych szminek nie zużyłam do końca.







Opakowanie nie jest może nie wiadomo jak piękne i luksusowe, ale daje radę, nic mi nie pękło ani nie ma tendencji do samodzielnego otwierania się w kosmetyczce czy torebce. Jedyny minus jest taki, że z czasem lekko się rysuje i nie wygląda już tak dobrze jak na początku, ale w końcu ważniejsza jest zawartość.:) Jednak podoba mi się to, że numerek z nazwą odcienia jest na spodzie, w formie naklejki, która nie ma szans się zdrapać, zetrzeć, ponieważ irytuję się trochę gdy znika mi numerek z jakiegokolwiek kosmetyku - zwłaszcza jeśli kolejny raz chcę kupić dany odcień w przyszłości.

Pomadki mają leciutką, żelową formułę, przez co dają półtransparentny efekt. Sztyft gładko sunie po ustach i można stopniować krycie, które jednak nigdy nie będzie stuprocentowe, wykończenie jest z delikatnym połyskiem. Nie przesuszają ust, chociaż nie ryzykowałabym również stwierdzeniem, że jakoś nawilżają ;) Ale moje usta jest w stanie poskromić tylko Carmex itp. Jeszcze jedna uwaga - to prawda, nie podkreślają jakoś przesadnie suchych skórek na ustach, ale jednak polecam je mieć w miarę możliwości wypielęgnowane, ponieważ przy lekko spierzchniętych pigment rozkłada się trochę nierównomiernie i troszkę zbiera się w tych niedoskonałościach. Nie jest to jakieś super widoczne, ale może drażnić. Natomiast zapach pomadek jest raczej neutralny, słodkawy, akceptuję go.:) 





Suma sumarum -nie są to szminki typu 'Long lasting', na ustach trzymają się dość krótko (bez jedzenia i picia), ale z drugiej strony są świetne gdy nie mamy czasu na dokładne i precyzyjne pomalowanie ust lub chcemy uzyskać niezobowiązujący kolor. Na początku myślałam, że są mało wydajne (mają raptem 3,3 g), ale tak jak pisałam - jeszcze żadnej nie udało mi się zużyć, choć oczywiście używam też innych kosmetyków naustnych. 

Kosztują gdzieś w granicach 26-28zł (zależy w jakim miejscu), cena jest raczej mocno przeciętna jak na krótkotrwałe szminki, ale polecam polować na promocje, te zdarzają się dość często. Wtedy zapłacimy chyba koło 22zł.

A teraz swatche (narazie raczej nie planuję powiększać tej kolekcji:) )





Coral Ambition - to chyba mój ulubiony odcień, brzoskwinia z dodatkiem różu

(moje małe 'faux pas' z tym pierwszym, nieostrym zdjęciem..)




Petal Rebel - jasny, ciepły róż, który na ustach wygląda bardzo delikatnie




Oh La Lilac - jasny,  ale tym razem liliowy róż, utrzymany w chłodnej tonacji - kolejny świetny odcień




Bare to Be Bold - bardzo jasny beż, który fajnie rozjaśnia usta, choć jak dla mnie mógłby być lepiej napigmentowany. Ale to już takie moje 'widzi mi się', bo po prostu lubię mocne nudziaki.  






Do powyższych zdjęć nie miałam niestety idealnie wypielęgnowanych ust i chyba widać, że szminka trochę to jednak podkreśla. Tak czy siak, uważam że to naprawdę dobre pomadki, najbardziej polubiłam Coral Ambition, a najmniej (o dziwo) Bare to be bold. Wielka szkoda, że nie wszystkie odcienie są u nas dostępne..


A wy macie może swoje Color Whisper ? :) 




Karo.



Czytaj dalej

Manhattan, Lotus Effect Glitter - 10C

Manhattan,
Lotus Effect Glitter

Odcień : 10C
Cena : 13,99 zł
Pojemność : 11 ml

Postanowiłam jednak pokazać wam moją biedną, lewą rączkę, na szczęście środkowy paznokieć już powoli odrasta i nie widać aż tak wielkiej różnicy. Teraz trzeba czekać jeszcze na kciuka..:<

Dziś mam dla was recenzję nowego glitterowego lakieru Manhattan. Nie ukrywam, że byłam go strasznie ciekawa, wyróżniał się na tle innych lakierów w szafie. W końcu więc sięgnęłam po niego, pomalowałam kciuka i.. hmm. Na paznokciu pojawił się brokat, w bardzo przyzwoitej ilości, owszem, ale.. Byłam pewna, że baza będzie choć trochę kryjąca, tak powiedzmy przy 3 warstwach. Okazało się jednak, że baza jest przezroczysta, ale wzbogacona o lekką, różową mgiełkę. To oczywiście ma swoje plusy, lakier można położyć na praktycznie każdym lakierze jako topper, uzyskujemy pełną dowolność. Dlatego nie uznaję tego za jakąś wadę, o nie, po prostu spodziewałam się jagodowej, kryjącej bazy. I tyle. 

Nałożyłam go więc na Blueberry Cookies od Sensique (pisałam o nim w tym poście). Na palec środkowy i serdeczny w 2 warstwach, na kciuku natomiast pozostałam przy jednej warstwie, aby porównać efekt. Tu muszę bardzo pochwalić ten glitter, już za jednym razem na pędzel nabiera się imponująca ilość drobinek (mamy tutaj drobny, fioletowo-granatowy brokat oraz małe, różowe heksy -w mniejszej ilości). Na paznokciu wszystko rozprowadza się super równomiernie, nie uświadczymy gołych, pustych miejsc. Nic też nie odstaje, ale dla większego blasku proponuję nałożyć jeszcze top coat.

Tak myślę, że przy 3-4 warstwach można uzyskać pełne, 'brokatowe' krycie, kiedyś pewnie spróbuję, ale teraz wolałam nie ryzykować. Zwłaszcza, że na pewno "bosko" się zmywa.. Ahh.:) 






















Po ponownym przejrzeniu zdjęć stwierdzam, że tak trochę zaleciało mi Jolly Jewels ("maczek"), macie może podobne skojarzenia? 


Karo.:*


Czytaj dalej

Golden Rose, Rich Color - 05

Golden Rose
Rich Color

Odcień : 05
Cena : 5,90-6,90 zł
Pojemność : 10,5 ml


Moje paznokcie niestety nie są już tak fajne jak na tych zdjęciach, w poprzedni weekend złamał się mi się lekko paznokieć u środkowego palca :/ i musiałam wszystkie minimalnie jeszcze skrócić... a wczoraj z mojej winy podczas kąpieli ułamał mi się lekko paznokieć u kciuka. Oczywiście wszystkie te nieszczęścia na lewej, zdjęciowej dłoni. Nie wiem czy będę wam ją taką pokazywać, czy może tymczasowo przerzucę się na prawą.. Zobaczymy.

W każdym razie dziś przygotowałam dla was super lakier, który jest idealny, gdy nie wiecie jak danego dnia pomalować paznokcie. To bardzo uniwersalny odcień, jasny beż z odrobiną szarości, utrzymany raczej w chłodnej tonacji (GR ma jeszcze b. podobny odcień, ale zdecydowanie cieplejszy, chyba bardziej karmelowy). Tak naprawdę jest dobry na każdą okazję, elegancki, nie rzucający się w oczy. Dłonie wyglądają w nim bardzo schludnie i pasuje do wszystkiego. :) Ogólnie wolę bardziej krzykliwe kolory, ale ten kolor jest dla mnie bardzo miłą odskocznią.

Potrzebujemy jedynie 2 warstw, po pierwszej w zasadzie uzyskujemy już konkretne krycie, ale widać smugi, więc druga jest wskazana. Schie dość szybko, bardzo ładnie błyszczy, nie powstają żadne bąble. Polubiliśmy się, aż żałuję, że tak długo z nim zwlekałam - bo zakupiłam go jeszcze letnią porą. No, ale wtedy na tapecie było wiele innych, bardziej wakacyjnych odcieni..:)

Zdjęcia są kiepskie, dzień był wtedy bardzo pochmurny, więc..







FLASH







Karo.


Czytaj dalej

My Secret, SANDY - 174 Blue Sparks

My Secret, 
SANDY

Odcień : 172 Blue Sparks
Cena : 7,99 zł
Pojemność : 10 ml

Ten piaseczek od razu wpadł mi w oko, moim zdaniem jest najciekawszy z całej kolekcji piasków My Secret.

Bazą jest tutaj czerń lub bardzo ciemny granat, to ciężkie do stwierdzenia ponieważ lakier zawiera dużą ilość niebieskich i zielonych drobinek, przez co jest na maksa interesujący.:)

Nakłada się go całkiem dobrze, natomiast jego krycie jest dla mnie intrygujące - po dwóch, średnich warstwach niby wszystko wyglądało już ok, ale pod światło było widać gdzieniegdzie łyse placki, trochę prześwitywały też końcówki, więc dołożyłam trzecią i to załatwiło sprawę. Poza tym efekt piasku też wyglądał jakoś tak lepiej przy tych trzech warstwach. Cóż, mogłoby być lepiej z tą pigmentacją, ale tragedii nie ma. Schnie przeciętnie, faktura piaskowa pojawia się dość szybko i jest delikatna, nie uświadczymy tu też matowego efektu, lakier jest lekko błyszczący i chyba też dzięki temu wszelkie zabrudzenia pod wodą schodzą dość szybko, nie wżerają się tak bardzo w niego jak w niektóre inne piaskowe lakiery które posiadam. 

Zmywanie nie należy do najłatwiejszych, do tego wszędzie potem latają te drobiny, ale da się przeżyć, lakier jest na tyle interesujący, że nie powinno być to wielkim problemem.

I na koniec ciekawostka - nosiłam go około 3-4dni (naprawdę długo jak na mnie) i po jakichś dwóch dniach za wyjątkiem lekko obtartych końcówek zauważyłam dziwną rzecz - a mianowicie miałam wrażenie, że z niektórych drobinek zmył się/starł pigment, ponieważ nie wiadomo skąd na moich paznokciach pojawiło się po kilka jasnych drobin, których wcześniej tam nie było. Nic strasznego oczywiście, ale się zdziwiłam.:)









FLASH







Z tej kolekcji podoba mi się jeszcze fiolet, może się skuszę..?


Karo.





Czytaj dalej

Kosmetyczne podsumowanie października

Wiem, znowu nawalam... Pewne problemy w życiu prywatnym oraz pierwsze kolokwium wywarły wpływ na mnie oraz również na mojego bloga. :/ Niestety, kiedy mam pełno spraw na głowie, to blog zdecydowanie odchodzi na dalszy plan.. Jednak już jestem i przychodzę z nieco spóźnionym podsumowaniem miesiąca. 

Weźcie proszę małą poprawkę na to, że lampa w aparacie lubi czasem zmieniać rzeczywiste kolory. Nie przepadam za robieniem zdjęć z flashem w ogóle, ale co zrobić..



Standardowo już zacznę od lakierów, tym razem wpadło do mnie wiele takich raczej "nietypowych" , których zresztą jest już coraz więcej w tym lakierowym świecie.. :) 






Ten mini zestaw dwóch lakierów z kolekcji Girl About Town dorwałam oczywiście w Tk Maxxie.:) Głównie chodziło mi o ten piękny, brzoskiwiniowy kolorek, który bardzo przypomina mi inną brzoskwinię, ale z firmy Manhattan- jest jednak dość upierdliwa, więc może ta okaże się lepsza. Kolor na zdjęciu niestety wyszedł przekłamany.




Te nowe lakieru Manhattanu bardzo mnie zaintrygowały, dowiedziałam się o nich z jakiegoś bloga, w sumie widziałam chyba tylko tę pistację. Duży plus dla firmy za takie pięknisie - choć szkoda, że tylko dwa. Ale pożyjemy, zobaczymy... :)




Wiem, że holosie z nich słabe, ale i tak zapragnęłam jakieś przygarnąć, zwłaszcza za taką cenę. Wybór padł na malinę i srebro.




Cudeńka z Claire's. Dwa pierwsze wygrzebałam w sporym pojemniku z lakierami, gdzie wszystkie były po 4zł :) Natomiast biało-czarny glitter pokazywałam już w poprzednim poście. 




Moje nowe piaski - Wibo z nowej kolekcji oraz biały, perłowy Ados.




A tu już takie "standardowe" lakiery - jeden z nowych, jesiennych kolorów od Wibo (na zdjęciu całkiem przekłamany...) oraz klasyczny czarny z Bell.. z Biedronki. :)




Szminki - Rimmel, Lasting Finish By Kate Moss w kolorze, który totalnie mną zawładnął już po pierwszym teście na ręce w drogerii. (nr 16 -szkoda że nie ma jakiejś nazwy)
oraz moja czwarta już pomadka Color Whisper, tym razem w kolorze 210 Oh La Lilac - obiecywałam sobie, że kupię ją jak tylko będzie na promocji i dotrzymałam obietnicy. :D 




Kredka do brwi z firmy Catrice zbiera bardzo pozytywne opinie na KWC, myślałam nad tym zakupem już od kilku miesięcy, kilka razy zapomniałam o niej kompletnie, ale w końcu udało mi się ją kupić. 

Maybelline, Volum' Rocket mam drugi raz, początkowo mnie nie zachwycił - teraz jednak stwierdzam, że jest całkiem w porządku, to raczej przeciętny tusz, ale za 16 zł w promocji.. no, same wiecie... to (prawie) jak za darmo.:)

Natomiast kupując serum Eveline nie nastawiałam się na żadne super efekty - bo sądząc po opiniach to raczej takich nie daje, ale sprawdza się bardzo dobrze jako baza pod tusz. 




To już niemalże chyba taki podkład legenda.:) Byłam ciekawa czy faktycznie jest taki dobry jak o nim mówią, akurat w Hebe trwała promocja, no i.. nie mogłam się oprzeć. Zdecydowanie było warto.




Micele BeBeauty z Biedronki każdy zna i praktycznie każdy polubił. Co prawda te ze zdjęcia załapałyby się już bardziej na projekt denko, ponieważ są praktycznie puste, ale cóż - jak widać dla mnie mało wydajne, a kupiłam je w pierwszej połowie miesiąca. Natomiast Cils Demasq od Maybelline to dodatek jaki dostałam przy zakupie tuszu Volum' Rocket.





Oba kosmetyki to był całkowicie spontaniczny zakup, na tzw. chybił-trafił. Szczególnie obawiałam się szamponu Schwarzkopfa, ponieważ przez długi czas używałam różowego Syossa i miałam do niego zaufanie.. jednak co za dużo, to niezdrowo. Zmiany nie żałuję, wręcz przeciwnie, a odżywka z Dove okazała się naprawdę wspaniała. Może skrobnę coś o niej w przyszłości.



_________________________________



To już wszystkie kosmetyki jakie miałam przyjemność zakupić w październiku, raczej skromnie, ale dumnie.:) Mam nadzieję, że o żadnym nie zapomniałam przez moje roztargnienie. :) Zaciekawiło Was coś może?





Karo.





Czytaj dalej